środa, 3 sierpnia 2016

#HollandHoliday #1

Joł!


Zawsze zazdroszczę ludziom, którzy potrafią powiedzieć gdzie jest ich dom. Nie mówię, że nie mam domu. Bardziej chodzi mi o to, że mam ich kilka. Pierwszy to moje Szepietowo, które uznaje za swoją małą ojczyznę. Długo, i to bardzo, był nim Mazowieck. Miejsce, gdzie uczyłam się trzy lata i gdzie znam każdą ulicę. Za kolejny mogę uznać Białystok. Zielone płuca Podlasia, gdzie od roku studiuję, gdzie nauczyłam się poruszania autobusami miejskimi, gdzie przeżyłam najbardziej pijane miesiące życia. Ostatnio jest nim w pewnym sensie Warszawa, gdzie planuję się przenieść. Mam tam kochanego chłopaka, dzięki któremu zaczynam znać to miasto, przestaje się go bać i zaczynam lubić. Od 2004 roku moim domem jest Holandia. A mianowicie eetcafe de Buizerd. Jest to kawiarnia za którą znajduje się pole kempingowe, na którym stoi 'nasza buda'. Mój tata jest za granicą od 13 lat i prawie od tego czasu my również tu bywamy. Dwa lata temu mama zrobiła rewolucję i teraz mamy o wiele większy i przyjemniejszy kemping. O tyle przyjemny, że w tamtym roku siedziałam tu 4 miesiące. A w tym ponad miesiąc. Najśmieszniejsze w tym jest to, że te pole kempingowe znajduje się między czterema miejscowościami i na granicy dwóch prowincji. Z jednej strony wszędzie jest daleko, jednak z drugiej jest to okazja do poruszania się rowerem. No ale do czego dążę? Do tego, że w tamtym roku byłam tu w pracy. W tym mi to nie wyszło, więc mam dużo czasu na zwiedzanie miejsc, gdzie w przeciągu 14 lat nie było dane mi być. 
Pierwszym takim miejscem jest miejscowość Meijel a Limburgu. Punkt pierwszy i na razie tylko jedna atrakcja tego miasta.









xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz